Kazimierz Dolny to popularny kierunek jednodniowych lub weekendowych wypadów – mnie samej zdarzyło się tam bywać wielokrotnie z rodziną, przyjaciółmi i turystami. Magia Kazimierza to nie tylko malownicze widoczki. Za każdym razem znajduję tam coś nowego i ciekawego do oglądania, odkrywania i jedzenia. Oto mój subiektywny program „the best of Kazimierz” na pierwsze 24 godziny po przyjeździe.
Janowiec
Smakowanie Kazimierza Dolnego i rejonu Małopolskiego Przełomu Wisły warto zacząć od widoków z parku i zamku w Janowcu. Po pierwsze – w sezonie wjeżdżanie do Kamieniarza Dolnego drogą od strony Bochotnicy może nie być proste. W weekendy i w lato trzeba się spodziewać korków, a unika się ich jadąc po drugiej, zachodniej stronie Wisły, czyli właśnie od strony Janowca.
Po drugie – między Janowcem a Kazimierzem kursuje po Wiśle prom linowy, a przepłynięcie rzeki to dodatkowa atrakcja. W sezonie promy kursują w ciągu dnia właściwie non-stop jak tylko uzbiera się grupa chętnych: w samochodach, rowerzystów lub spacerowiczów.
W samym Janowcu najfajniej zrobić sobie w zamkowym parku dłuższy przystanek na piknik i kontemplować rozległą panoramę (patrz foto). Zapasy warto uzupełnić w miasteczku leżącym tuż u stóp Zamku. Na przykład w piekarni „Dom Chleba” (w narożnej kamienicy przy Rynku) kusi chlebowa wersja janowickiego zamku, trochę na zasadzie analogii z chlebowymi kogutami z Kazimierza, i inne lokalne smakołyki. W restauracji „Serokomla”, do której można przejść z piekarni, w karcie win są lokalne wina min te z Rzeczycy.
W Janowcu na Rynku znalezienie miejsca na parking może być nie lada wyzwaniem. Warto pamiętać, że pod kościołem św. Stanisława oraz św. Małgorzaty jest parking, a imponującej fasady w stylu lubelskiego renesansu nie sposób nie dostrzec. Miejsce na postój wprost idealne, bo do sklepów i piekarni jest kilka kroków, a w samym kościele – gratka dla miłośników sztuki renesansu, czyli pełne spokojnej godności rzeźby nagrobne autorstwa Santi Gucciego.
Potem na prom i po kilku minutach jazdy można zacząć szukać miejsca do zaparkowania w rejonie kazimierskiego Rynku lub zostawić samochód na parkingu hotelowym i pospacerować. Większość turystów zatrzymuje się w dolnej części miasteczka, najbliżej Rynku jak się da. Lubiącym spokój polecam jednak noclegi na „Górach”, czyli ponad ruinami zamku. Do centrum jedynie kilka minut schodzenia w dół; powroty będą być może trochę bardziej męczące ale rekompensuje to sielska i kameralna atmosfera.
Kazimierz – długi spacer orientacyjny
Na popołudniowy spacer warto zrobić pętlę wokół miasta: wspiąć się na zrujnowane zamkowe mury i Górę Trzech Krzyży by podziwiać kanoniczne widoki na Kazimierz, te które fascynują polskich artystów już co najmniej od stu lat. Potem przerwa na Rynku lub w okolicach ul. Senatorskiej. Studnia na środku placu i renesansowe fasady kamieniczek to kolejny klasyczny widoczek z Kazimierza, ale to też dobre miejsce na dłuższą lub krótszą przerwę konsumpcyjną. Jestem fanką pieczywa z Lubelszczyzny i żadna wycieczka w te rejony Polski nie będzie dla mnie udana bez przynajmniej jednego cebularza lub drożdżowego kulebiaka albo pierożka z nadzieniem (choć nadziewanych pierożków to zasadniczo lepiej kupić od razu kilka).
Potem ciąg dalszy długiego spaceru orientacyjnego, idąc w stronę Wąwozu Korzeniowego oddalmy się od Wisły i od centrum miasteczka, ale bez obaw, są strzałki informacyjne. Po drodze rarytas dla amatorów drewnianych chat: budynek nie tylko malowniczy ale na prawdę stary, bo datowany na przełom XVII i XVIII wieku. Przed samym wejściem do Wąwozu Korzeniowego kusi Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa. Wato skorzystać bo do końca spaceru, czyli pensjonatów przy ul. Góry i ruin Zamku jeszcze całkiem daleko. Mój przedłużony weekend spędzałam własnie w tej spokojnej, górnej części Kazimierza, w Folwarku Walencja i samo przejście tej trasy zajęło mi dobre 2 godziny.
Na zakończenie kolejna porcja lokalnych specjałów: w restauracji hotelowej czekała na mnie prawdziwa rzadkość: flaki z jadalnej huby żółciaka siarkowego, a do tego butelka piwa z „Browaru Zakładowego”, działającego w Poniatowej, czyli około półgodziny jazdy od centrum Kazimierza. Tyle na początek – ale to tylko jedna z moich propozycji na 24 godziny w Kazimierzu – ciąg dalszy nastąpi w kolejnych postach o atrakcjach w Kazimierzu i okolicach. A jak smakują flaki z żółciaka? Zapraszam do posta: Żółciak siarkowy – bezwzględnie pyszny pasożyt drzew