Przystanek Terceira, jedna z centralnych, azorskich Wysp Szczęśliwych i kolejny dzień z wulkanami. Tym razem w planie mamy wejście do stożka – do środka! Brzmi egzotycznie i ekscytująco? Dla mnie bardzo, bo po wygodnych schodkach można wejść do wnętrza ziemi.
Jaskinia Algar do Carvão to stożek wulkaniczny, który się nie zawalił. Lawa wypłynęła bokiem, a komora magmowa się nie zapadła i nie powstała kaldera. W internetach piszą, że nie wiele jest takich jaskiń na świecie. Więc decyzja zapadła – jedziemy to zobaczyć.
Jaskinia znajduje się mniej więcej w centrum wyspy, i to dość wysoko – około 500 m n.p.m. Droga z Angra do Heroísmo, miasta nad brzegiem oceanu, gdzie się zatrzymałyśmy, szła stromo w górę, ale nasza wypożyczona Corsa dała radę. W ciagu kilku minut krajobraz zmienił się kompletnie. Urocze domki z kolorowymi narożnikami zniknęły, a my jechałyśmy wśród dziwacznie pofałdowanych pastwisk i gęstych lasów.
Wszędzie dzika zieleń i egzotyczne drzewa – zagajniki łaciatych eukaliptusów, które już wcześniej widziałam i wysokie drzewa o pięknych ciemnobrązowych pniach. Czyżby sekwoje? – to była moja pierwsza myśl i byłam blisko, bo to kryptomeria japońska. W przydrożnych rowach bieliły się kalle łamiąc wszechobecną zieleń. Brakowało tylko błękitu hortensji – na suchych przydrożnych badylach zostało trochę koloru, ale to zdecydowanie nie sezon na te kwiaty. I wszędzie mgła, lub może chmury… nastrój grozy jak literatury angielskiej lub szkockiej.
Żeby dojechać do jaskini kluczy się między trzema masywami wulkanicznymi, więc atrakcje geologiczne zaczynają się już po drodze. Jadąc od strony Angry mijałyśmy drogowskazy na park narodowy wokół wierzchołka Santa Barbara. To wulkan znajdujący się po zachodniej stronie wyspy i najwyższy szczyt Terceiry – ponad tysiąc metrów. Na pewno ciekawy spacer, ale niestety przez cały nasz pobyt ta części wyspy była gęsto zakryta chmurami. Na północ od jaskini znajduje masyw Pico Alto i należące do jego systemu dymiące pola fumaroli Furnas do Exfore. I tam udało nam się pospacerować.
Wygodna ścieżka i fajne panele edukacyjne. Wszędzie zielono i pagórkowato, a mgły dodają romantyzmu. Tylko, że te mgły, to częściowo wulkaniczne wyziewy: mieszanina dwutlenku węgla i innych gazów, w tym metanu i oczywiście związki siarki. Niektóre szczeliny wyglądają na popalone – na powierzchni ziemi gaz ma temperaturę 95 stopni, a zaledwie 50 cm poniżej – juz około 130 stopni.
Robi się coraz ciekawiej – jedziemy dalej w stronę miejscowości Praia, a po drodze kolejny wulkan – wielka kaldera Guilherme Moniz i rozległe pastwiska, na których pasły się… czarne byki. Lokalna tradycja na tej wyspie jest taka, że się gonitwy byków urządza. Nasz samochód był biały, a byki na szczęście lekko ospałe, ale nie powiem, co któryś popatrzył jak śmigałyśmy wzdłuż wątłych i dziurawych ogrodzeń.
I w końcu – jaskinia. Bilety, folderek po polsku, wygodne schody i… światło elektryczne wydobywające obsydianowe błyski z draperii skalnych nacieków dekorujących ściany. I moment wow! kiedy orientuję się, że połyskujące ściany tworzą dwie naturalne kopuły (jedna nad drugą), a na samym dnie jaskini migocze tafla jeziora z wody opadowej. Tak pięknie pękła skorupa ziemska tworząc trzy kontynenty.
Azory leżą na potrójnym węźle płyt tektonicznych więc pytanie typu: gdzie ja dziś właściwie jestem?, jest jak najbardziej na miejscu. Jeżeli dobrze ułoży się trasę, to można oblecieć trzy kontynenty: Północną Amerykę, Afrykę i Eurazję w tydzień.
Tektonika miesza w głowie, ale wszechobecna zieleń też robi swoje. Kwitnące kamelie obok strelicji, eukaliptusy na zmianę z kryptomeriami. Na drugie śniadanie europejskie banany i ananasy – europejskie? Tak bo administracyjne rosną na terenie UE. Azory, podobnie jak Madera, to botaniczna wyprawa przez kontynenty. I przegląd fascynacji kontynentalnych Europejczyków tym, co nowe i/lub lukratywne. Trzeba oddać sprawiedliwość, mieszali też Brytyjczycy i Amerykanie. W efekcie uprawy i nasadzenia na wyspach to odbicie wielkich ekonomicznych cykli: wino to XV – XIX wiek, do XVIII wieku pomarańcze, a po załamaniu rynku przyszły ananasy. Dziś wszędzie pasą się krowy na zielonych łąkach. A na spragnionych koloru turystów czekają kwitnące przez cały rok kwiaty. Azory to wyspy szczęśliwe, tylko ludzie mieli rożne koncepcje, co tym szczęściem właściwie miało lub ma być. Od czasu do czasu Ziemia przywołuje nas do porządku i któryś z wulkanów wybucha.
Tymczasem kończyła się pora obiadowa więc trzeba było zatrzymać się na jedzenie. I tu trochę informacji praktycznych: gdzie jeść w drodze do wnętrza ziemi? W Tawenie u Roberta (Taberna Roberto) w Posto Santo, przy drodze z Angry. To był wybór intuicyjny, a w moim przypadku wybieranie restauracji „na nos” zwykle kończy się wielką kulinarną przygodą. Tak było też tym razem.
Wpadłyśmy późno, prawie pod koniec pory obiadowej i został „tylko” świeży morszczuk. Zaproszono nas do kuchni – miałyśmy podjąć świadomą decyzję, czy go na pewno chcemy. Na zdjęciu ryba już po wyjęciu z opiekanego węglem pieca i dodatki dla nas dwóch. Do ryby – białe wino Costa Norte z Terceiry, czyli w kieliszki też lokalne smaki. Na Azorach wulkany można też smakować pod postacią wina, o czym jeszcze napiszę, jak zbiorę myśli. Praktycznie, to akurat wino z Terceiry jest już chyba nie do dostania, bo produkcja niewielka – około 600 butelek. Właśnie się kończy zapas, tzn. do obiadu wypiłyśmy jedną z ostatnich butelek. To się nazywa wyjątkowe przeżycie. Potem był jeszcze deser: domowej roboty semifreddo cynamonowe. I kawa. Rewelacyjna portugalska kawa.
Taberna Roberto na Terceirze to lokal, który gorąco polecam. Ten wykwintny obiad z winem dla 2 osób – to koszt ok 45 euro (całość). Zwiedzanie jaskini Algar do Carvão trzeba zaplanować, bo jest otwarta tylko w określone dni i godziny – wejście 6 euro, a do biletu dają broszurki po polsku. Na ten dzień wynajęłyśmy samochód i, przy okazji, obejrzałyśmy jeszcze muzeum wina w Biscoitos.
Angra, Terceira, luty 2019