Za oknem szaro, zacina śnieg z deszczem, albo sam deszcz. Koty śpią na kaloryferach, jakby miały atak narkolepsji. A ja muszę wyjsć, bo jakiś zabłąkany turysta (lub grupa) postanowiła zwiedzić Warszawę. Super! Tak mam co roku między listopadem a marcem. Czasem bardziej pada deszcz, a czasem po prostu wali śnieg. I wtedy marzę o gorących źródłach, żeby tak wejść i poleżeć… Nic prostszego – zaledwie 7 godzin lotu (jedna przerwa w Lizbonie) i około godziny jechania samochodem z lotniska. Gdzie? Na Sao Miguel na Azorach.
Sao Miguel to najwieksza wyspa Azorów: około 80 km z zachodu na wschód (niecałe 1,5 godziny jechania) oraz 8-15 km z południa na północ. I raj dla kogoś, kto lubi geologię (lub zakuwa wulkany przed maturą z geografii), bo wyspa dzieli się na 6 stref wulkanicznych. Do dyspozycji spragnionych wrażeń są aż 3 stratowulkany: Sete Cidades, Fogo i Furnas. Wszystkie z punktami widokowymi (i kamerkami pogodowymi spotazores) w strategicznych miejscach by się przygotować i oddawać eksploracji kalder, jezior, dymiących fumaroli i gorących źródeł, w których można się wykapać oraz ugotować obiad.
Wulkaniczny dzień Sao Miguel: mineralne kąpiele i lunch, czyli atrakcje zapewniane przez wulkan Furnas, leżący we wschodniej części wyspy. Trzeba dojechać do miasteczka o tej samej nazwie i można wybierać. Z jednej strony tropikalny, zielony park założony wokół dymiących fumaroli (i kilku pastwisk). Wyziewy z wnętrza ziemi skutecznie walczą z nutami obornika, a ja ogromnie podziwiam miejscowych – bo fumarola w ogródku, brzmi fajnie, ale konsekwencje olfatyczne nie do oszacowania. Po prawdzie, nie są to jedyne problemy zwiazane z mieszkaniem na Wyspach Szczęśliwych, bo Furnas to wulkan drzemiący, ale w ubiegłym roku (czyli 2018) poważnie badano możliwość erupcji. Na Azorach to się zdarzało dość często.
Po spacerze kąpiel. Ja wybrałam kąpielisko w parku koło hotelu Terra Nostra. Zasadniczo to XVIII-wieczna rezydencja kupca i dyplomaty z Bostonu, która została przebudowana przez kolejnych właścicieli w wiekach XIX i XX. Na miejscu drewnianego dworu stanął elegancki pawilon, a z 2 ha parku zrobiło się 12, 5 ha terenu przy hotelu SPA. Na terenie można zażywać kąpieli w większym basenie z wyspą (woda w kolorze sugestywnej ochry – dużo żelaza) lub w mniejszych termalnych jacuzzi. Temperatura wody między 35-40 stopni Celsjusza, wygodne kabiny do przebrania, śpiewające w parku ptaki… Wyspy Szczęśliwe bez dwóch zdań.
Czas na lunch, czyli kolejna miejscowa atrakcja: gulasz cozido duszony w gorących źródłach. A konkretnie różne rodzaje mięs (dużo dość tłustej wieprzowiny) chorizo, kawałki kaszanki oraz warzywa: ziemniaki, rzepa, marchewka, kapusta i jarmuż lądują w wielkim garze. Ten gar wkłada się do betonowej tulei wkopanej w gorącą ziemię, tuż przy gorących źródłach nad jeziorem Lagoa das Furnas. Potrawa dusi się przez około 5 godzin by o 12.30 zostać wykopaną z kopca w asyście zachwyconych turystów oraz drzemiących w ciepłym błocie kotach i gęsiach – bestie razem jak powinno być w raju.
Na degustację wybrałyśmy restaurację Tony’s w centrum Furnas. I się działo – na zdjęciu porcja dla 2 osób, a do tego był ryż. Podobne danie można zjeść na kontynencie, ale tu różnicę robi gotowanie na wulkanie. Duszenie z mięsem wychodzi na dobre warzywom (pyszna kapusta!), ale brakowało nam trochę przypraw: liścia laurowego i ziela angielskiego. A do mięsa przydałby się chrzan. Następnym razem zabiorę ze sobą słoiczek. Na przystawkę poddano nam lokalny ser żółty o dość wyrazistym smaku – dobry, jak większość tutejszych serów.
Na deser pojechałyśmy na serowe babeczki do Vila Franca do Campo, do kultowej na wyspie cukierni Adelino Morgado z córkami. Miejscowość jest na trasie turystycznej za sprawą kościoła położonego na wysokim wzgórzu – ładny ten kościół, ale babeczki wspaniałe. Mięciutkie każda w swoim papierku, żeby nie wyschła, a nadzienie przypomina budyń. Na wynos pakują po 6 lub 12 sztuk. Nie ma się co zastanawiać i brać od razu większe pudełko.
Tak, to był piękny dzień pełen wrażeń. Wyglada na to, że nic tak nie poprawia samopoczucia zmaltretowanego jesienno-zimowym spleenem jak wulkan na środku Atlantyku (oraz babeczki serowe). Te 7 godzin lotu z przerwą, to przecież nie tak dużo!
Gdzie zjeść: cozido w Tony’s Restaurant w samym centrum Furnas (Largo do Teatro 5). Za 2 osoby zapłaciliśmy ok 25 euro. Byli turyści, ale tylko mówiący po portugalsku. Trzeba rezerwować dzień wcześniej. Na babeczki trzeba wjechać do Vila Franca, cukiernia jest tuż przy marinie. Mają stronę na FB: Queijadas da Vila. Można też kupić na lotnisku.
Kąpiele błotne są płatne: wejście do parku Terra Nostra 8 euro, a parking wzdłuż muru okalającego teren (tuż obok jest wytwórnia serów). Miejsce, gdzie się wykopuje gulasze też jest płatne („symboliczne” 2 euro od osoby), ale za to jest wygodny parking. Spacer w parku z fumarolami jest za to bezpłatny i też jest parking (ale w sezonie może być inaczej, bo stały jakieś budki, wiec mogą pobierać opłaty).