Szaro, zimno, mokro… jesienno-zimowy spleen oraz różne paskudne infekcje dopadają mnie gdzieś około połowy listopada. I trzymają mocno, chyba że zmienię klimat. I wtedy okazuje się, że recepta na poprawę samopoczucia jest bardzo prosta: błękitne niebo, słońce, kwiaty, kolory, zapachy w powietrzu i… zaplecze finansowe.
Podobnie miał Jacques Majorelle (1886 – 1962), francuski malarz z początku XX wieku, choć jemu akurat doskwierały problemy kardiologiczne. W 1917 r. wyjechał do Maroka i… w Marrakeszu urządził sobie prywatny raj, znany dziś jako ogrody Majorella, albo marokańska willa Yves Saint Laurenta. W Afryce znalazł światło, kolory i nieco ponad 1,5 hektara ziemi w rejonie gaju palmowego w Marrakeszu. Z biegiem czasu powiększył ogród i rozbudował dom, a konkretnie w 1931 r. architektowi Paulowi Sinoir zlecił budowę modnej willi w stylu kubizmu. I musiał ją sprzedać.
Nie wyobrażam sobie, w jakim stanie ducha Majorelle opuszczał swoją willę w latach 50 – koszty utrzymania były zbyt wysokie. Natomiast Yves Saint Laurent, kolejny właściciel, nie chciał sobie wyobrażać rozstania z willą i ogrodami, które kupił w 1980 roku. Gdy zmarł w 2008 r., w ogrodzie rozsypano jego prochy… bo to miejsce jest po prostu niezwykłe.
Niebieski marokański, a właściwie niebieski Majorella, to kolor, który po wizycie w tych ogrodach zostanie mi w pamięci na długo. Dojechałam do Marrakeszu – akurat padało, było szaro, a i tak ściany domu, fontanny, krawężniki ścieżek i ogrodowa „mała architektura” promieniowały intensywnym wręcz wibrującym błękitem. To kolor, który dziś jest nazwany nazwiskiem francuskiego artysty, ale malarz był zainspirowany tym, co zobaczył w Maroku. Taki kolor znalazł na ceramice, na dekoracjach domów oraz burnusów noszonych przez Berberów. Ja ten błękit pamiętam raczej jako kolor łodzi dawnym portugalskim Mogador, dziś As-Suwajra.
W ogrodzie Majorella marokański niebieski jest wszędzie, ale wszędzie jest też intensywna zieleń. Malarz był kolekcjonerem roślin: palmy, kaktusy, cała kolekcja znalazła miejsce na rabatach, lub w wielkich ozdobnych dzbanach i donicach. Dzięki nim spacer ogrodowymi ścieżkami, wzdłuż fontann, kanałów i stawów jest pełen barwnych odkryć. Te donice też są pomalowane na intensywne kolory: żółty, seledynowy…. a ścieżki wyłożone są płytkami w kolorze terakoty. Ogrodem Majorella rządzi kontrast: intensywnych koloru, faktury roślin i bryły willi.
Te kolory i kontrasty nie są przypadkowe – to paleta barw Maroka. Żeby się o tym przekonać wystarczy iść na dowolny arabski bazar lub pochodzić trochę po miastach: Marrakesz, Fez, Casablanca. Niby wszędzie dominują zgaszone, wyblakłe odcienie, wypalone przez słońce. Ale ludzie otaczają się intensywnymi barwami – ceramiczne naczynia, stosy przypraw, czy bajecznie kolorowe słodycze. Nawet kot był bardziej rudy, niż rude koty w Warszawie. Albo tak mi się zdawało.
Maroko, luty 2012 r.
Co oglądać? Tym razem zamiast czytać i jeść proponuję coś obejrzeć. Jeden z moich ulubionych autorów filmów dokumentalnych to brytyjski ogrodnik: Monty Don i jego seriale ogrodowo-podróżnicze. O ogrodach w Marrakeszu i konkretnie o ogrodzie Majorella opowiada w 7 odcinku serii pt.: Around the world in 80 gardens. Szczerze mówiąc nic tak mi nie poprawia nastroju jak ta seria, kiedy za oknem listopad lub szczególnie paskudne przedwiośnie.