Historia obecności Romów i Sinti w warszawskim getcie to właściwie jedna z tych historii z II wojny światowej, o których wiemy najmniej – totalny historyczny półmrok. To narracja pełna luk, sprzeczności i zaledwie fragmentarycznych wspomnień, choć dotyczy faktów, które wydarzały się w samym centrum Warszawy. Historycy mówią w takich sytuacjach, że „temat jest słabo oświetlony informacjami ze źródeł historycznych”. Więc jak opowiadać o Holocauście Romów i Sinti w Warszawie? Czy dziś można odnaleźć miejsca, o których wspominają naoczni świadkowie?
W czerwcu i sierpniu odbyły się dwa spacery miejskie, podczas których czytaliśmy relacje o losach Romów i Sinti w getcie – zdjęcie z sierpniowego spotkania, które zostało zamieszczone na FB Fundacji W Stronę Dialogu, otwiera ten post. Tym razem, zamiast wykładać fakty, tropiłam z uczestnikami to, co nieuchwytne. Przed każdym, kto próbuje opowiedzieć o tej obecności, staje gigantyczny dylemat: jak skonstruować wiarygodną historię, kiedy dokumentacja jest niekompletna? Zastanawiam się, jak zebrać te mikroinformacje – skrajnie rozbieżne liczby, nieprecyzyjne daty i niepotwierdzone adresy – i nadać im historyczny ciężar, jednocześnie unikając tworzenia spójnej i „ładnej” narracji, która mogłaby zafałszować prawdę o fragmentaryczności relacji, które mam do dyspozycji.
Fragmentaryczność i paradygmat Głowińskiego
Kiedy robię dokumentację do moich projektów o osobistych spojrzeniach na warszawskie getto, to zagłębiam się w archiwa, pamiętniki i często szczątkowe dokumenty osobiste. Nie raz zderzałam się z frustrującym brakiem fundamentalnych danych, bo chcę opowiedzieć o ludziach, których historia została rozproszona i niemal zamazana. Opowieści, które znajduję, są „malutkie”, „przyczynkowe” i „mało konkretne”.
Inspirację do pracy odnajduję w refleksji profesora Michała Głowińskiego, zawartej w jego „Czarnych sezonach”. Muszę zaakceptować, że te opowieści o Romach są niczym innym jak właśnie „błyskami pamięci”. To oznacza, że nie ułożę z nich tradycyjnej, kompletnej historii, a jedynie szanujący prawdę zbiór strzępów i detali.
„Błyski pamięci mają swoje prawa, zwalniają z troski o konsekwencję, uzasadniają fragmentaryczność, wręcz z góry ją zakładają. I motywują różnorodność”.
To właśnie ta „zasada błysków” pozwala mi uwzględnić różnorodność historycznych śladów. Czy mówimy o 10 Cyganach i Cygankach przywiezionych 22 kwietnia 1942 roku wraz z „królem” Kwiekiem na czele? Czy może o pogłoskach mówiących o ponad 2 tysiącach osób? Wszystkie te liczby, choć niespójne, akcentują jedno: fakt istnienia i cierpienia w getcie. To samo dotyczy tożsamości: trudno jest rozstrzygnąć, czy ówczesny, ogólny termin „Cyganie” dotyczył Romów polskich, Sinti deportowanych z Rzeszy, czy może osób z paszportami węgierskimi lub rumuńskimi. Muszę podążać śladami, zachowując świadomość, że zasób informacji na ten temat pozostaje niepełny.
Więzienie i królewscy Więźniowie
Centralnym punktem, który definiował doświadczenie Romów w getcie warszawskim, był Areszt Centralny, zwany więzieniem żydowskim. Większość relacji żydowskich świadków dotyczyła właśnie okolic tego miejsca, położonego w dawnych Koszarach Wołyńskich (Koszarach Artylerii Koronnej) przy ulicach Gęsiej 22 i 24. Lokalizacja ta znajduje się w rejonie dzisiejszego Muzeum POLIN.
Romowie (i Sinti) trafiali tu na rozkaz władz okupacyjnych – jako kara za przebywanie bez zezwolenia po tzw. stronie aryjskiej lub byli deportowani z innych terenów. Służba Porządkowa getta miała obowiązek ich tam osadzać, choć Areszt był potwornie przepełniony.
Wiosną 1942 roku Adam Czerniaków odnotował z niepokojem przybycie do dzielnicy zamkniętej 10 Cyganów i Cyganek z „królem” Kwiekiem na czele. Rodzina królewska Kwieka, której koronacja odbyła się przed wojną w Warszawie, weszła w mury getta jako więźniowie. Później, w czerwcu 1942 roku, dotarły kolejne transporty, m.in. 60 osób z Łowicza. Świadkowie wspominali, że osadzeni Romowie nie chcieli jeść więziennego jedzenia, co w warunkach getta było gestem dramatycznego sprzeciwu i podkreśleniem ich izolacji.
Opaska z literą Z, głód i poszukiwanie przestrzeni
Latem 1942 roku, na zarządzenie władz niemieckich (m.in. Auerswalda), los części Romów uległ zmianie. Grupa 190 osób w czerwcu 1942 roku, została wypuszczona na wolność w getcie. Musieli nosić widoczne oznaczenie: białe opaski z czerwoną literą Z (od Zigeuner).
Romowie „na wolności” wzbudzali sensację i ciekawość gapiów. Lokowano ich głównie w północnej części „wielkiego getta”. Tropię te adresy w starych planach i relacjach: pogłoski mówiły o Pokornej 5 (gdzie zakwaterowano 240 rodzin), o ulicach Wołyńskiej, Ostrowskiej, Wałowej 10 czy Szczęśliwej. Romki wróżyły, żebrały i zbierały jałmużnę. Byli nędznie ubrani, często rozmawiali po niemiecku (część z nich to Sinti z Rzeszy), co utwierdzało mieszkańców getta w przekonaniu, że to grupa odrębna, a czasem budząca strach.
Każdy przybysz oznaczał mniej jedzenia i więcej ciasnoty. Przybycie Romów zostało natychmiast odczute. Adam Czerniaków był niezadowolony, notując, że oznacza to: „mniej będzie jedzenia dla Żydów”. Abraham Lewin z kolei odnotował, że dodatkowe racje chleba (4 kg), które wcześniej mieli urzędnicy, zostały w lipcu 1942 roku przeznaczone „dla Cyganów”, zmuszając Żydów do „bardziej głodowania”. Ta walka o racje żywnościowe, rozgrywana na dnie gettowej biedy, doskonale ukazuje nasilającą się ciasnotę i rozprzestrzenianie chorób, które ich obecność potęgowała. Jednocześnie organizacja CENTOS (opieka nad dziećmi) zareagowała „po ludzku” na prośbę delegacji, oferując wsparcie dla romskich dzieci.
Bunt i wspólny los: deportacja do Treblinki
Najbardziej dynamicznym z „błysków pamięci” jest opowieść o buncie i próbie ucieczki z aresztu na Gęsiej, co postrzegano jako „zupełnie niezwykłą historię” w świecie getta. Doktor Edward Reicher relacjonuje, że jesienią 1942 roku, w listopadzie, już po ustaniu masowych deportacji, kilkudziesięciu Romów związało klucznika, wyrwało mu klucze i wydostało się z więzienia, usiłując przedostać się na stronę aryjską.
Niestety, Niemcy zauważyli uciekinierów w pobliżu murów, rozpętała się strzelanina. Wielu uciekających zginęło. Pozostałych siłą doprowadzono z powrotem do więzienia – przynajmniej wedle wspomnień Edwarda Reichera. Ostatecznie, los Romów w getcie warszawskim był ściśle powiązany z losem ludności żydowskiej:
- Romowie sprowadzeni wiosną 1942 roku zostali deportowani do Treblinki podczas pierwszej akcji (rozpoczętej 22 lipca 1942 roku)
- Pozostali, w tym ci, którzy przeżyli bunt, zostali wysiedleni do Treblinki w Akcji Styczniowej 1943 roku.
Ślady architektoniczne po areszcie na Gęsiej zniknęły, ale relacje z getta i z samego obozu zagłady potwierdzają, że osoby nazywane „Cyganami” trafiły do komór gazowych.
Chcesz dowiedzieć się więcej o Romach i Sinti w Warszawie? KLIKNIJ I PRZEJDŹ DO ROZMOWY: Opaska z literą Z, głód i deportacja. Romowie w getcie warszawskim – wywiad z 27.09.2025 dostępny na stronie TVP Info i na YouTube. Właśnie o tych historiach – fragmentaryczności wspomnień, o głodzie i o buncie Romów w getcie – miałam okazję rozmawiać z Paulą Szewczyk.
A jak Wy postrzegacie siłę fragmentarycznych wspomnień? Czy spotkaliście się z innymi „błyskami pamięci” na temat historii getta? Dajcie znać w komentarzach i podzielcie się swoimi refleksjami!
Odkrywajcie ze mną więcej: Przeklikajcie do kategorii bloga, gdzie czekają na Was inne „błyski pamięci” historii z Warszawy!
Odkryj więcej z Agnieszka Kuś
Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.
