Od zezwolenia na otwarcie restauracji upłynął prawie miesiąc i dzięki temu moja kolumna kulinarna w „Warszawa Express” nabrała życia. Proszę mnie źle nie zrozumieć – naprawdę lubię historię i grzebanie w starych książkach lub dokumentach. Ale po wyjściu z archiwum czy biblioteki fajnie jest odepchnąć świeżym powietrzem i coś przekąsić – zupełnie jak po niemal dwóch miesiącach domowej izolacji. Co fajnego zjadłam „na wolności”? Oto najbardziej pamiętne posiłki z zeszłego miesiąca.
Frytki po koreańsku
Na początek dania, za którymi tęskniłam najbardziej, czyli frytki po koreańsku. Misa pełna frytek – brzmi swojsko i mało ekscytująco, ale fajerwerki zaczynają się szybko, bo smażone ziemniaki w K-bar (ul. Piekna 28/34: menu na zdjęciu) są polane złocistym sosem serowym z intensywnie czerwonym kimchi a na wierzchu dania leżą chrupiące krewetki – w panierce panko.
Równie kolorowo wyglądają frytki z Cool Cat: podane z wołowiną w sosie bulgogi i kimchi, polane kwaśną śmietanką, a całość posypana zieloną kolendrą, dymką i papryczkami jalapeno, serem Grana Padano. Oba dania to „K-fries”, czyli frytki po koreańsku, propozycja dla poszukiwaczy intensywnych smaków i bajecznie kolorowych dań.
Szczerze mówiąc, jeżeli nie jesteś biegły lub biegła w smakach Azji, żeby wyobrazić sobie smak tak przyrządzonych smażonych kartofli trzeba spędzić dobrych kilka minut guglując poszczególne składniki. Na początek kimchi – kiszona kapusta pekińska – niby brzmi swojsko, ale ten intensywny kolor, który widać na zdjęciu zapowiada, że w smaku nie będzie to nic zbliżonego do kapuśniaku lub kwaśnicy.
Solanka, w której Koreańczycy fermentują warzywa jest pełna aromatycznych i egzotycznych dodatków: imbir, papryczka chili oraz czosnek. Nadaje to warzywom piękny kolor, ciekawy smak i całą masę składników odżywczych i pro-zdrowotnościowych. Warzywom?! No właśnie, bo kimchi to nie tylko kapusta, w solance dochodzą też ogórki i koreańska rzodkiew.
Kimchi z sosem serowym w K-bar – tego po prostu trzeba spróbować. W The Cool Cat, tym na Solcu (ul. Solec 38) i tym przy Marszałkowskiej 8, czyli the Cool Cat TR (na zdjęciu), kimchi pomieszano z wołowiną bulgogi. Przy każdym kęsie kawałki mięska rozpływają się w ustach i lekko łachoczą podniebienie smakiem marynaty, bo tu znowu jest w tle mieszanka egzotyczna: od sosu sojowego po sezam. Do tego wszystkiego papryczki jalapeno i włoski ser Grana Padano: warszawskie Cool Caty to kuchnia fusion, czyli transgraniczne i transkontynentalne mieszanki smaków – w sam raz na obudzenie zmysłów po domowej i kulinarnej izolacji.
Setek za dwa zeta
Zdaje się, że czytelnicy „Warszawa Express” to raczej mięsożercy niż. Mój najbardziej popularny post z ubiegłego miesiąca to opowieść o niesamowitej promocji. Fakt, cena lunchu, który zjadałam z Tatą robi wrażenie: dwa steki (200 gram wołowiny), porcja frytek, sos chimichurri do mięsa i sos majonezowy do frytek, pepsi do popicia – rachunek za dwie osoby: 22,60 PLN – to w samym centrum Warszawy: w Meatologii (ul Krucza 41/43).
Zasady tej promocji: kto pojawił się w lokalu między godzinami 12 – 15 mógł zamówić 200 gramowy steak z argentyńskiej wołowiny (Black Angus) perfekcyjnie grillowany w 850 stopniach za całą złotówkę. Były jednak pewne ograniczenia: konsumpcja musiała odbyć się na miejscu i jedna osoba mogła kupić tylko jeden steak w obniżonej cenie. Promocja nie obejmowała też dodatków, ale całościowy rachunek i tak doprowadzał klientów do momentów prawdziwego stuporu. Pytanie kelnerek, czy aby na pewno nie było pomyłki przy kasie nie należało do rzadkości.
Następnego dnia w porze lunchu te steki były już za dwa zeta. Specjalne ceny obowiązują od poniedziałku do piątku (godziny 12-15), ale codziennie jest o jeden złoty drożej. Dlaczego czas teraźniejszy? Docelowa cena steku w ofercie lunchowej to 14,90 PLN więc zniżki będą trwały przez kolejne dwa tygodnie, oczywiście w dni pracujące. A ja załapałam się na sam początek czyli 15 czerwca. Trzeba tylko dobrze przekalkować dojazd, bo można więcej zapłacić za parkometr niż za cudownie rozpływające się w ustach mięsko. Do wołowiny warto dobrać sosy: na przykład trawiastozielony sos chimichurri, czyli mix pietruszki, kolendry, oregano i czosnku z odrobiną szczypiącego w język chili i soku z cytryny lub limonki na bazie z oliwy z oliwek i octu winnego (3,90 PLN za porcję).
Więcej o tym jak wygląda Warszawa z perspektywy restauracyjnego lub kawiarnianego stolika na serwisie informacyjnym „Warszawa Express” (zakładka: kulinaria).